poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Socjologia muzyki w debacie, konferencji i prezentacji, czyli wieści z ostatniej chwili

 http://sknbnk.comoj.com/wordpress/wp-content/uploads/2011/04/Oxford-Union-Debate1.jpg


Zbiegły się w minionym tygodniu cztery wydarzenia, rzadkie wg mnie jak na nasz kraj i kondycję naszej socjologii muzyki.

We wtorek 17 kwietnia we wrocławskiej kawiarni Literatka wrocławski socjolog i jazzman dr Igor Pietraszewski dyskutował o swojej książce z ikoną polskiego jazzu Wojciechem Karolakiem oraz prof. Stanisławem Beresiem. W dyskusji odniesiono się do wielu ważnych spraw, z czym można się zapoznać słuchając całej dyskusji. Na uwagę zasługuje kilka kwestii. Przede wszystkim poruszono problem mitu założycielskiego polskiego jazzu, głoszącego, iż jazz jest muzyką wolności, czyli głoszącą wolność, odwołującą się do niej i powszechnie wyznającą ją. Dlaczego więc po 1989 roku - czyli dacie w jakiś sposób korespondującej z pojęciem wolności - jazz w Polsce nie przeżywa bujnego rozkwitu a raczej regres? Igor Pietraszewski odpowiada na to pytanie, mówiąc że jazz w Polsce miał się lepiej przed 1989 rokiem, gdyż muzycy dotowani byli z państwowej kasy. I to właśnie jest druga, istotniejsza część mitu założycielskiego jazzu w Polsce. Jazz nie był tak na Prawdę muzyką wolności, bo utrzymywany był za pieniądze anty-wolnościowego państwa. Jednak, zgodnie z teorematem Thomasa rzeczywiste jest to, co ma rzeczywiste konsekwencje, jeśli jazzmani wierzyli w to, że za państwowe pieniądze partycypują w festiwalach wolności, to tak też było. Właśnie ten wgląd w społeczny świat jazzu, czego małym przykładem jest omówienie mitu założycielskiego, moim zdaniem jest największą zaletą pracy Igora Pietraszewskiego, który nie ogranicza się do badań publiczności, a sięga w inne (chciałoby się rzec: głębsze) zakamarki problemu. Dodam tylko jeszcze, że debata pod patronatem Oddziału Wrocławskiego Polskiego Towarzystwa Socjologicznego.


Dzień później, bo 18 kwietnia wrocławscy kulturoznawcy zorganizowali spotkanie (pt. Audiosfera lasu) z absolwentem swego Instytutu, Pawłem Bilińskim, w roli głównej, który jest specjalistą w zakresie wabienia zwierząt i właścicielem witryny wabiki.pl. Spędził on wiele miesięcy w lesie obserwując i kategoryzując dźwięki wydawane przez różne zwierzęta. Wielu umiejętności wabicielskich nauczył się od myśliwych choćby Bieszczad. Paweł Biliński jakoże jest praktykiem z tej dziedziny większość spotkania poświęcił prezentacji instrumentów służących do wabienia różnych zwierząt i znaczeniu tych odgłosów. Zatem nie mieliśmy tam do czynienia z genderem, postmodernizmem ani dekonstrukcją, a zsocjobiologią. Chociaż przez to, że spotkanie odbywało się w humanistycznej części akademii, to po prezentacji padły pytania z sali o tzw. zniewalająca moc kultury. Miałem wrażenie, że skupiano się na tym, ile - że tak to ujmę - kultury w naturze, bo pytano o socjalizację zwierząt, dialekty odgłosów zwierzęcych i to skąd wiadomo, jakie są znaczenia tychże odgłosów. Pominięto wg mnie przeciwną perspektywę, czyli ile - że tak to uproszczę - natury w kulturze, a więc np. to jak można na dyskotece zastosować wiedzę wyniesioną z obserwacji rykowiska. Zapis fragmentu prezentacji dostępny jest on-line.




Z kolei dwa dni później, 20 kwietnia w samej Warszawie, w Pałacu Staszica Oddział Warszawski Polskiego Towarzystwa Socjologicznego zorganizował spotkanie pt. Muzyka w relacjach społecznych, do którego zaproszono interdyscyplinarny zespół dyskutantów. Przy stole zasiedli: ekonomista (dr Patryk Gałuszka), etnolog (prof. Wojciech J. Burszta) i etnomuzykolog (dr Tomasz M. Nowak). Fakt ten ciekawie pokazuje, jak może wyglądać formowanie się socjologii muzyki w Polsce, bowiem tak jak przy powstawianiu socjologii ogólnej uczestniczyli reprezentanci dziedzin pokrewnych (Durkheim - filozof/ pedagog, Comte - filozof/matematyk, Weber - prawnik/ekonomista). Jak streszcza debatę organizatorka, Katarzyna M. Wyrzykowska (SNS IFiS PAN):
[d]ebata koncentrowała się wokół takich zagadnień jak muzyka i relacje międzypokoleniowe,  ekonomia kultury i rynek muzyczny oraz soundscapes i ekologia akustyczna. Wystąpienia prelegentów choć na pierwszy rzut oka dotykały rożnych aspektów problematyki muzycznej, łączyło je przekonanie o ogromnej wadze [rozwoju – ZS] technologii (…) dla (…) sposobów funkcjonowania muzyki. Interesujący był też wątek dotyczący naukowego opisu zmian zachodzących w obrębie kultury muzycznej. Jak zauważył prof. Burszta to, o czym teraz mówimy i jak to interpretujmy za 10 lat może stracić na ważności (jako to miało miejsce choćby z pierwszymi studiami dotyczącymi ruchu kontrkulturowego lat 1960tych). Zdaje się, że to spostrzeżenie można odnieść nie tylko do muzyki, ale do kultury jako pewnej całości.
Aczkolwiek - wg mnie - ta ostatnia uwaga nie powinna zwalniać badaczy z dążenia do maksymalnej rzetelności i pozostawaniu przy pierwszych intuicjach poznawczych.



W tym samym czasie w Poznaniu, bo między 20 a 21 kwietnia trwała konferencja Dźwięk w kulturze, którą zorganizował Polski Instytut Antropologiczny (PIA). Tam z kolei zaproszono wyselekcjonowane grono badaczy (piszącemu te słowa podziękowano za zgłoszenie chęci uczestnictwa), głównie reprezentantów etnologii i muzykologii. Program konferencji był urozmaicony o seans filmowy, gdzie pokazano film o synkretycznych tradycjach muzycznych współczesnego meksyku oraz warsztaty dotyczące muzyki i Internetu. Jak piszą przedstawiciele PIA, ,,efektem SAID (czyli Spotkania z Antropologią Interdyscyplinarne Dyskusje) będzie m. in. publikacja tekstów pokonferencyjnych autorstwa prelegentów na stronie Polskiego Instytutu Antropologii", więc polecam śledzenie tej strony.




Kwiecień pewnie jest miesiącem, w którym w akademickim roku obrzędowym jest nieco więcej czasu na debatowanie, bawienie na konferencjach czy prezentowanie wyników badań. Cieszy mnie jako zainteresowanego socjologią muzyki to, że socjologia muzyki w tych obrzędach jest również obecna, oby tej obecności towarzyszył rozwój jak największego zakresu umiejętności badaczy.
Share:

wtorek, 10 kwietnia 2012

Wspólne śpiewy, chóry i fałszowanie albo co to jest więź muzyczna


 http://www.cutestpage.com/pictures/Sing_Together.jpg

WTF?
Do zastanowienia się nad fenomenem wspólnego śpiewania skłonił mnie świąteczny film U Pana Boga za miedzą, traktującego o życiu w podlaskiej wsi. Otóż w owym serialu Ksiądz Proboszcz (wł. Krzysztof Dzierma) przekonywał młodą i nową we wsi policjantkę Marinę (wł. Agnieszka Kotlarska), aby w wolnym, czasie uczestniczyła w próbach parafialnego chóru. Na co p. Marina odpowiedziała, że nie potrafi śpiewać, co z kolei ksiądz skwitował mówiąc, że do chóru właśnie tacy - niepotrafiący śpiewać - ludzie nadają się najlepiej. Jak mniemam, filmowy ksiądz (czyt. autor scenariusza filmu) miał na myśli to, że chór składa się z osób, które bądź to nie mają na tyle wytrenowanego głosu bądź którym na tyle brakuje talentu, że nie potrafią śpiewać solowo nie fałszując. Natomiast w chórze wspólny śpiew gromady osób niepotrafiących śpiewać czysto solo pod kierownictwem dyrygenta chóru staje się znośny dla ucha (tj. zgodny z intencjami autora melodii). Jak to się dzieje? Jakie wyjaśnienie podsuwa nam klasyczna i mniej klasyczna socjologia?

Teoryja
Z pewnością musimy zauważyć, że fałszowanie to rzecz względna, aczkolwiek nie całkowicie względna, bo może dotyczyć wyboru tonacji oraz interwałów między konkretnymi dźwiękami. Odrzućmy pierwszą możliwość, czyli sprawę tonacji i skupmy się na poszczególnych interwałach między dźwiękami składającymi się na daną melodię. W tej sytuacji osoba solowo fałszująca, śpiewając w grupie zaczyna wydawać z siebie te dźwięki, które powinna chcąc śpiewać czysto. Zatem zewnętrzna rzeczywistość grupowa oddziałuje na tę jednostkę, zmuszając ją do takiego a nie innego zachowania. Nic nowego dla socjologii, bowiem w tej sytuacji działa właśnie to, co jeden z ojców socjologii - Emil Durkheim - nazwał faktem społecznym. Badanie faktów społecznych było w myśli koncepcji cadyka Emila celem uprawiania socjologii. Na fakt społeczny składają się trzy cechy. Fakt społeczny jest powszechny (ponadjednostkowy), zewnętrzny (zastany przez jednostkę) i przymusowy (związany z kontrolą społeczną) [por. Zasady metody socjologicznej, 1895]. Właściwie wszystkie te idee, które właśnie przeklepałem z podręczników do Blogger.com można skwitować hasłem: wpływ społeczny. Co teraz można z tą wiedzą zrobić?

Projekt empiriczney weryfikacyj
Już w latach 1970tych inspirowany społeczną kulturą ludową wsi polskiej i podręcznikiem prof. Jana Szczepańskiego Elementarne pojęcia socjologii (1963) prof. Jan Stęszewski na socjologiczno-muzykologicznej konferencji przedstawił projekt badań. Stęszewski zauważa, iż w kulturze wsi polskiej muzykowanie zwykle było podrzędne wobec grupowych sytuacji obrzędowych [por. Stęszewski 1975/1973: 19]. Zatem rola rzeczywistości grupowej dla muzyki jako takiej wydaje się bardzo istotna. Zarówno jeśli chodzi o jako takie sytuacje obrzędowe, jak i wykonywanie muzyki. Stęszewski operacjonalizuje problem następująco. 

„(…) [R]zecz polega na przebadaniu nagrań melodii śpiewanych zwykle zbiorowo, przez tych samych wykonawców – oznaczonych literami – raz solowo (A, B, C, D… N), a raz zbiorowo (A + B + C… + N), przy czym w wykonaniu zbiorowym prócz nagrania sumarycznego (A + B… N) nagrywa się jednocześnie oddzielnymi mikrofonami i magnetofonami każde wykonanie cząstkowe”
 [Muzyka a społeczeństwo. Przegląd zagadnień z socjologii muzyki. 1975/1973. VII Ogólnopolska konferencja muzykologów w Brzegu, Sekcja Muzykologów Związku Kompozytorów Polskich, Brzeskie Towarzystwo Kulturalno-Oświatowe, Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Opolu, s. 21].

Następnie porównując zapisy nutowe nagrań zbiorowych i indywidualnych możemy wnioskować o wpływie społecznym na wykonanie muzyki, tj. różnice w melodii, rytmie... Narzucający się wniosek jest taki, że część jednostek - nie wnikam tu w przyczyny tego zjawiska - potrafi zinternalizować fakt społeczny, jakim jest muzyka, z kolei inne jednostki nie maja zdolności uwewnętrznienia tych norm i mogą stosować się do nich tylko w sytuacjach społecznych, gdy wspierane są przez inne jednostki.


Wnioski polityczne
Społeczna strona śpiewu nie musi ograniczać się do potwierdzania wiedzy potocznej, której wyraz dał filmowy Ksiądz Proboszcz. Ani także do naukowego uszczegóławiania tej wiedzy wzorem Jana Stęszewskiego. Czyste śpiewanie ma w mojej ocenie jedną ważną funkcję. Daje jednostkom szansę poczucia się częścią większej całości, reprezentowania powszechnej zgody, czyli bycia po prostu jednogłośnymi. Przypomina mi się w tym kontekście historię, którą opowiadał na wykładzie z Teorii zmiany społecznej Radosław Sojak. W trakcie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 1979 r. Polacy po pierwsze mieli okazję policzyć się, czyli zobaczyć, jak wiele osób będąc po kościelnej stronie kontestuje PRLowską władzę. Po drugie, w tak licznym gronie (na pierwszą papieską mszę w Warszawie szacuje się, że przyszło 300 tys. wiernych, dla porównania: tyle, co liczy cały Białystok) - w odczuciu Sojaka - siła głosu tych kilkuset tysięcy gardeł była nie tylko na tyle elektryzująca, że przechodziły ciarki po plecach, przede wszystkim dawała poczucie możliwości samostanowienia. Myślę, że z tych publiczno-obywatelskich przyczyn przyglądanie się takim muzycznym czynnościom jak śpiew ma nie tylko sens poznawczy.
Share: