czwartek, 24 maja 2012

Prestiż muzyki elit?



http://www.skytower.pl/html/images/index2.jpg


Centrum Wrocławia, środowe popołudnie, temperatura dość wysoka. W okolicach przejścia podziemnego na Świdnickiej zaczynam zauważać coraz więcej mężczyzn pod krawatem i w marynarkach w średnim wieku i w towarzystwie całkiem elegancko ubranych pań w zwiewnych sukienkach. Czerwony dywan przed budynkiem Opery Wrocławskiej. Rozstawieni ochroniarze i hostessy z jakiejś agencji modelek. Zatrzymuję się i pytam pana w odblaskowej kamizelce z napisem Sky Tower (w socjologii taka metoda pozyskiwania danych nazywa się bodajże wywiadem spontanicznym).

Przepraszam, co tu się dzieje, czy to jakiś bankiet z okazji otwarcia Galerii w Sky Tower?
Nie - dowiaduję się. Endjo Morricone gra.

Sky Tower, jakby ktoś nie wiedział, to obecnie najwyższy budynek w Polsce, jeśli chodzi o wysokość do dachu. Pałac Kultury i Nauki w Warszawie przewyższa go o 18 metrów iglicy i na razie nie zanosi się, aby gdzieś na terenie Polski stanął wyższy budynek. Pomysłodawcą i głównym inwestorem jest Leszek Czarnecki (właściciel Get'in Banku, Open Finance, kilku innych instytucji finansowych i mąż Jolanty Pieńkowskiej). Otwarcie tego wieżowca to faktycznie ważne wydarzenie dla Wrocławia, Dolnego Śląska i pewnie całej Polski i pewnie dlatego na uroczystość zaproszono wielu znanych gości: Lecha Wałęsę, Leszka Balcerowicza – sam też zaprosiłbym tylko swoich znanych imienników;-) – czy wspomnianego już Ennio Morricone).


Ten ostatni, włoski kompozytor muzyki filmowej jednak nie grał, wbrew temu, co powiedział pan ochroniarz (weryfikacja wiedzy respondenta zwykle bywa mniej banalna!), a dyrygował rzymską orkiestrą wykonującą zapewne jego kompozycje. Tu chciałbym się zatrzymać na moment, bo myślę, że zaproszenie p. Morricone mówi nam coś ciekawego o funkcjonowaniu muzyki nie-popularnej bądź nie-rozrywkowej we współczesnym polskim społeczeństwie.



Zaproszenie do Wrocławia na otwarcie Sky Tower twórcę muzyki filmowej - moim zdaniem - świadczy o pozycji muzyki jako sfery kultury, gustach elit oraz odbiorze zachowań elit przez tych, którzy do nich nie należą.


Zacznijmy od końca. Mam przeczucie, że zauważalna zbiorowość będąca nie-elitami mocno fascynuje się życiem elit (aktorów, polityków, dziennikarzy, celebrytów). Czytając Fakt, SuperEkspress czy Pudelka podglądają, co jest modne, co należy nosić, oglądać i też czego należy słuchać. Akceptacja jakiegoś dobra kultury przez elity sprawia, że część osób socjalizuje się do elitarnego (a dokładniej mówiąc pseudo-elitarnego) gustu. Wiadomość dla tzw. mas jest następująca: Ennio Morricone to ktoś wart zaproszenia na otwarcie największego polskiego wieżowca, który jest własnością czwartego na liście Forbesa najbogatszego Polaka, a więc ktoś kto musi robić na prawdę dobrą muzykę.

http://static0.blip.pl/user_generated/update_pictures/2605949.jpg

Co do gustów elit, czyli tych którzy decydowali kogo zaprosić na tę uroczystość, kto swoją obecnością i działalnością na prawdę ją uświetni, kto wreszcie wrzuci ją na wyższy poziom ukulturalnienia, to właściwie muzycznie wielkiego wyboru nie było. Należy pamiętać bowiem o tym, że fakt istnienia i rozwoju kultury popularnej zmienił również oblicze i zasady funkcjonowania w ramach tzw. kultury wyższej. Ennio Morricone nie napisał żadnej sonaty, symfonii, mszy czy nawet operetki. Jest kompozytorem muzyki filmowej, którego słynnym uczyniły westerny, będące istotnym elementem rosnącej w siłę popkultury w latach 1950tych i 1960tych w USA. Przebywając przez dwa dni poprzedzające koncert orkiestry pod batutą Ennio Morricone w Katedrze Muzykologii UWr, rozmawiając z muzykologami i studentami muzykologii nie odczułem, aby dla kogokolwiek było to muzyczne wydarzenie sezonu. Nie chcę stawiać tezy, że Morricone dla muzykologów jest jak Paulo Coelho dla filologów/filozofów – synonimem kiczu, lecz zdaje mi się, że nie jest to muzyka wymagająca od odbiorcy gruntowniejszego przygotowania estetycznego.


Dlaczego więc elity oddają hołd kompozytorowi o którym specjaliści nie wypowiedzieliby się równie entuzjastycznie? Bo po pierwsze obecne polskie elity z awansu społecznego pod względem partycypacji kulturalnej nie różnią się diametralnie od nie-elit. Nie zaproszono co prawda Piotra Rubika, a Ennio Morricone, ale rodzaj udawania religijnego misterium muzyki hiper-poważnej myślę, że ma miejsce w przypadku obu wykonawców. Ponadto, istotne zdaje się jeszcze to, co ogarnia zarówno elity, jak i nie-elity, czyli oddziaływanie sfery wizualnej na sferę audialną i tu decyzja Ennio Morricone, by zajmować się tylko muzyką filmową była karierowym strzałem w dziesiątkę, ponieważ to nie wartość muzyczna nadała mu mocną pozycję w polu muzyki, a rodzaj katapulty jakim dla jego twórczości stał się film.


Jednak proszę nie odczytywać tych słów jako jeremiady, tylko jako analityczne spojrzenie na współczesne polskie elity.
Share:

poniedziałek, 21 maja 2012

Krytyka i obrona prowincjonalnej kultury muzycznej


http://www.chip.pl/images/2012/05/10/07052012162557ertert.jpg/image_full



Myślałem, że przebywając w polskiej Holandii w weekend majowy przegapiłem temat, którego powinienem wręcz oczekiwać, czyli dyskusję wokół piosenki wybranej na ,,hit biało-czerwonych'' na Euro 2012. Jednak temat ciągnie się jeszcze dłużej. Więc może jeszcze załapię się na jakiekolwiek zainteresowanie;) Zwłaszcza, że np. mój znajomy, właściciel strony steglinski.com polecał mi zajęcie się tym tematem. Gwoli poprawności poniżej ta wersja zwycięskiego Koko koko, Euro spoko Jarzębiny, którą uważam za ,,obowiązującą''.




Zacznę od tego, że melodia tej piosenki nie jest własnością zespołu śpiewaczego Jarzębina. Nie jest też własnością zespołu Śląsk, ani Wojciecha Kilara. Jak wskazał dyrektor Śląska p. Zbigniew Cierniaki, iż melodia tego utworu to swego rodzaju public domain, bo jest to melodia ludowa, więc jak wiadomo ma wiele swoich wariantów i niepodobna komukolwiek przypisać jej autorstwa. Wojciech Kilar, który dostosował melodię ludową do stylistyki folklorystycznej dla Śląska zatem nie też nie dokonał kradzieży. Zaadaptował tylko dziedzictwo przeszłości do współczesności, czyli państwowo re'animowanej kultury ,,ludu pracującego miast i wsi''.




Podobnie dziś jest z przystosowaniem ludowej melodii pt. Kogut do ram konkursu na hit biało-czerwonych. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że główna melodia refrenu Koko koko... wzorowana jest na dźwięku wydawanym przez kury, nie koguta. Przypomina mi się, jak w dzieciństwie rzucałem kamieniami w kury, a te uciekając używały wyższego tonu głosu, który odpowiada tonom sylaby spo- w tym refrenie. Myślę więc, że inspiracją dla tej melodii była zwykła obserwacja własnego pejzażu dźwiękowego. Może to właśnie dlatego, że wiejski pejzaż dźwiękowy jest odmienny od miejskiego, to wielu współczesnch Polaków ów hit drażni? Jednak na pewno Koko... jest dopasowane do reguł współczesnej kultury popularnej, ponieważ jest w pewnym sensie remiksem (mówiąc nieco bardziej uczenie: partycypuje w kulturze remiksu), połączeniem muzyki rockowej z ludową. I to muzyką ludową bardzo charakterystyczną dla naszego makroregionu etnograficznego, w którym występuje śpiew biały. To znaczy, taki rodzaj śpiewu, w którym używa się całkowicie otwartego gardła. Z zajęć z folkloru z p. dr. Piotrem Grochowskim (autorem książki Dziady. Rzecz o wędrownych żebrakach i ich pieśniach) pamiętam, że obecnie w miastach zarówno polskich, jak i zachodnich ten typ śpiewu jest nauczany przez specjalnie szkolonych etnomuzykologów praktyków za pieniądze, a więc przeżywa (albo przeżywał, bo zajęcia z folkloru to miałem w 2007 roku...) swój renesans.


Nie da się ukryć jednak, że wybór tej piosenki na hit (czyli jakoś pojęty syntetyczny symbol) biało-czerwonych może nie podobać się niektórym, bo pokazuje Polskę jako kraj dalece niecywilizowany, gdzie zapewne archaiczne formy śpiewu są przekazywane oralnie na wsi, nie w mieście przez nauczycieli akademickich. Swego czasu nawet kojarzony z prawicowym oszołomstwem Wojciech Cejrowski narzekał na mało-modernizacyjny i chłopski wizerunek [zob. od 1:33] Polski w nowych, unijnych paszportach. Jednak należy pamiętać, że muzyka wydana przez kulturę ludową charakteryzowała się tym, że była łatwa w odbiorze dla większości. Przez to jej melodie łatwo wpadały w ucho, a przez to ucho w społecznie wykształcone struktury umysłu. Dlatego myślę, że taka - może i nawet - uproszczona melodia mogła odnieść sukces masowy. W 2010 roku, gdy p. Shakira zdobywała listy przebojów z oficjalną piosenką mistrzostw świata w piłce nożnej Waka waka (remiks kultury afrykańskiej z anglosaską) jakoś nikomu nie przyszło do głowy, by bić w dzwon o nazwie: wstyd na arenie międzynarodowej.


Czesław Robotycki w 2008 roku w periodyku Konteksty. Polska Sztuka Ludowa przedstawił pojęcie kultury prowincjonalnej. Według tego badacza „kultura prowincjonalna” to współczesna struktura mentalna, objawiająca się w rytuale czy obrzędzie pozbawionym mityczno-magicznego sensu. Ta „nowa kultura ludowa” miesza wiedzę etnograficzną z istniejącymi tradycjami. Ludowość tej kultury jest często ekspercko i animatorsko wspieraną rekonstrukcją przeszłości na aktualne potrzeby festynów, agroturystyki czy lekcji regionalnych. Obecnie trafniej mówić właśnie o kulturze prowincjonalnej niż ludowej. Kultura ludowa to taki stół o czterech nogach. Elementy, na których opierała się to chłopska gospodarka (1.) i właściwe jej uposażenia materialne (2.), a także specyficzna organizacja społeczna istnienia jednostek całe życie w obrębie tej samej grupy terytorialnej (3.) oraz religijnego i mito-magicznego światopoglądu (4.). Taki stan rzeczy nie istnieje współcześnie. Można spotkać się z jego pozostałościami, jak na przykład „tradycyjnymi potrawami”, przysłowiami czy obrzędami „wskrzeszanymi” w Gminnych Ośrodkach Kultury. Zespół Jarzębiny na pewno wpisuje się w to pojęcie i nie miejmy złudzeń, że oto on odzwierciedla kulturę przodków. Jest to współczesna reinterpretacja jej. O podobnej problematyce wypowiadali się socjologowie co najmniej dwukrotnie. Najpierw w 2008 roku był to Adam Czech w pracy pt. Sprzedawcy wiatru. Muzykanci i ich muzyka między wsią a miastem oraz potem w 2011 Marta Trębaczewska w pracy pt. Między folkiem a folklorem. Muzyczna konstrukcja nowych tradycji we współczesnej Polsce. Polecam te prace wszystkim, których interesuje, dlaczego Jarzębiny mogły wygrać ten SMSowy konkurs.


Na koniec dodam, że sukces Jarzębiny, czyli nieprofesjonalnej grupy muzycznej mówi nam też coś o ,,nędzy'' profesjonalnej rozrywkowej sztuki muzycznej w Polsce. Feel, Kabaret OT.TO, Liber, Maryla Rodowicz czy Wilki nie przekonały do siebie publiczności. Ponadto najciekawszy chyba jest sam pomysł na organizowanie konkursu na piosenkę mistrzostw, co może sugerować o głębokich psycho-somatycznych związkach między sportem a muzyką.

***
Dopiszę jeszcze, że wbrew pozorom  Koko... nie jest oficjalnym hymnem Euro, bo owym jest piosenka p. Oceany (czyt. ołsziany). Wszak któż by dopuścił muzyków spoza centrum do tak ważkiej roli, jaką jest bycie wykonawcą oficjalnej piosenki mistrzostw.

Share: